Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 119.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uważał, ale żeby była podobna i piękna i w jakiejś pozie... pan rozumie...
— Gdy zobaczę oryginał...
— A! — rozśmiała się pani Mniszchowa — tylko się pan mi w niej nie zakochaj, bo nie wolno.
— Wiem, nam to nie wolno — szepnął Plersch — rzecz wiadoma.
Zmierzyła go okiem pani i siadła.
— Weź pan krzesełko — rzekła.
Plersch podziękował, ale stał.
— Kiedy mam rozpocząć i gdzie?
— Otóż to są właśnie trudności, które ja się będę starała jutro załatwić. Postaramy się, abyś pan mógł jak najprędzej rozpocząć, jak najprędzej. Gdzie? albo tam w dworku na górze, albo u mnie, ale to musi być w wielkim sekrecie, nikt o tem wiedzieć nie ma, rozumie pan, nikt. Jest to siurpryza. Dlatego proszę, ażebyś się pan nigdzie tu nie pokazywał, boby mogli odgadnąć, a naówczas wszystko przepadło. Za portret i za fatygę zapłacę jak pan zechce.
Usłyszawszy „za fatygę“, Plersch oczy spuścił; jakoś mu się zrobiło przykro.
— Czy pan mnie tylko dobrze zrozumiał? — zapytała marszałkowa.
— Myślę, że spamiętałem wszystko — odpowiedział Plersch — bo zrozumieć dosyć trudno.