Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lana uniknął nieprzyjemnego spotkania, a z nim i szkatułka.
W Kaniowie u chłopa na przedmieściu musiał się szambelan pomieścić: koczyk na podwórzu, konie przy żłobie z worowiny na drążkach.
Zajęte były stajnie, chlewy, budy, domki, chaty, i Rzesiński się za szczęśliwego uważał, że mu w głównej izbie tłumok rozpakować dozwolono i siana przynieść na pościel. Wprawdzie dwoje dzieci małych było w chacie, a dwoje gorszych nad niewyrostków, wprawdzie myszy pod poduszką nocą odbywały sejmiki — lecz czegoż się dla miłości koperty i nagrobku nie zniesie!
Nazajutrz po przybyciu, z wąsem do parady, karabelą u pasa, w nowym kontuszu i żupanie, poszedł szambelan do marszałkowej, a trafiło się tak dziwnie, osobliwie jakoś niespodzianie szczęśliwie, że do dworku, zajmowanego przez nią, dochodził właśnie, gdy pani Mniszchowa towarzyszów swej wycieczki posiawszy po drodze, sama jedna biegła przemienić strój ranny.
Niezmiernie przejęta jeszcze tem, co widziała i słyszała, szła pani Mniszchowa zamyślona, nie patrząc i nie widząc nic, gdy szambelan, który czapkę zdjął o staję, zbliżył się, nizko kłaniając.
Lecz ukłonił się tak nizko, że spostrzegłszy przed sobą tylko głowę i część pleców, pani go po-