Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 049.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i pustkę, co się waliła. Ludzie ciekawie patrzali, co to będzie, sądząc, że się z grosza wyszeptał, ale się omylili.
Ledwie mohorycz zapiwszy, Sydor się wziął do dzieła. Był to naówczas mężczyzna jak dąb, silny, zdrów, barczysty, wzrosły, niepiękny, ale gdyś mu w oczy spojrzał, widać w nich było, że tam w nim coś mieszkało, co się nie lękało nikogo i niczego. Sydor chętniej milczał i słuchał, niż gadał, wolał pracować, niż baraszkować, z ludźmi się wdawał mało, a zaczepiać go nie było bezpiecznie, bo sobie bezkarnie ani słowa powiedzieć, ani figla wypłatać nie dał. Zrobiono mu spór o kilka zagonów na granicy, załatwił go zaraz, a gdy chciano odnowić, aby z niego korzystać, napastujących drągiem potłukł, stanąwszy na swej miedzy, tak, że się parę niedziel lizać musieli. I było potem cicho i spokojnie i zgodnie, nikt mu już w drogę nie wchodził, na cerkiew, dla bractwa, do skarbony w czasie odpustu grosza nie żałował, gdy trzeba było zapić, stawił wódkę i miód i co kto chciał, aby było w bród, ale sam był trzeźwy.
Zaraz po kupieniu chutoru, dobrał sobie parobka, którego zwano krywonogiem, bo miał w istocie nogi powykręcane i wyglądał karłowato, ale do pracy był jedyny. Z Krywonogim jak poczęli gospodarować, naprzód koło chaty i obejścia bić koły,