Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 039.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

daleko spieszniejszym krokiem podążył do drzwi, niż wprzódy od nich do kanapki; — król już dzwonił na starostę Piasoczyńskiego.
Szydłowski nie zastał nikogo w pokojach; wieczerza była skończona, trzech tylko opóźnionych graczów, a między nimi podkanclerzy, grało jeszcze w bilard i nie uważało, gdy się przesunął, tak swą grą byli zajęci.
Starosta mieszkał z innymi w nowej oficynie, w której miał apartamencik, jak na Kaniów, bardzo przyzwoity. Stał obok niego generał Komarzewski. Gdy Szydłowski do swojego wszedł pokoju, zapukał doń przez ścianę.
Kaszlnieniem mu odpowiedziano. Ściany były drewniane i cienkie, tak, że rozmawiać przez nie wybornie było można.
— Czy już do snu, jenerale?
— Gdzież tam; listy jeszcze do pisania.
— Mam dwa słowa...
— Proszę.
Szydłowski zawrócił się w korytarzu i otworzywszy drzwi, zajrzał do Komarzewskiego, który nad stołem papierami zarzuconym już siedział. Dwie świece woskowe paliły się na nim i oświecały silnie piękną, myślącą i pogodną twarz jenerała.
Quid novi fert Africa? — śmiejąc się zapytał Komarzewski. Czy co przyszło z Kijowa?