Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wraca król? — odezwał się wreszcie do wahającego i oglądającego się po izbie gościa.
— Nic więc dotąd nie wiecie?
— Na Boga, cóż wiedzieć mam? mówcie!.. chodziły smutne wieści!..
— Wkrótce to dla nikogo już tajemnicą nie będzie, — zawołał Rawa z westchnieniem ciężkiem. — Nieszczęście się stało! Bóg może nas od większego uchowa...
— Żyw król? — krzyknął łamiąc ręce Wierzynek.
— Żyw Bogu dzięki... lecz, srodze cierpiący...
Kochan, stojący dotąd, rzucił czapkę na stół i padł na blizkie siedzenie; drżał ze znużenia.
— Mówcież, na Boga, co się panu naszemu stało! — zawołał przerażony Wierzynek, — pana naszego, ojca, spotkałoli nieszczęście jakie? zachorzał?.. nie wierzyliśmy pogłoskom...
Rawa spuścił głowę i potrząsł nią.
— W Przedborzu byliśmy, — rzekł, — na samo Narodzenie N. Panny. Królowi się na łowy wcale nie chciało, choć go na nie namawiano. Nieszczęsny dzień, nieszczęsna godzina... Bogdajby był na te łowy nie jechał.
Kapelan mu odradzał dla uroczystości, on sam ociągał się, znaleźli się doradzcy, co go namówili... Jelenia miano gdzieś upatrzonego. Dzień był piękny, konie gotowe, myśliwi niecierpliwi... Król mszy na zamku wysłuchał i siadł na koń.