Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzył Maćka, lecz naostatek w szyję śmiertelnie ugodzony — poległ.
Trupa obejrzano przy pochodniach odzierając go do naga, i wątpliwości nie ulegało, iż ten był, którego szukali.
Borkowicz uradował się niezmiernie, z gospody ludziom co było napitku wytoczyć kazał, a sam z bratem do Czacza powrócił.
Znalezienie ukrytego tu Panoszy za dowód służyło niezbity, iż wojewoda istotnie coś zamierzał, a przestroga zdradą i podstępem nie była.
Gdy nadedniem do dworu zjechali, wołając o dobrze zasłużone jadło i napój, bo Maciek żarłoczny był i pił wiele, pierwsze słowo, które mu się za stołem wyrwało, było:
— Niechże pan wojewoda na siebie baczy a z nory nie wyłazi, bo nim on mnie będzie w dybach miał — trupem go położę — na postrach drugim. Tak mi, panie Boże dopomóż!!.
Nie wahał się pana Boga wzywać na pomoc, bo choć krew przelewał i ludzkiem życiem szafował — po swojemu jednak modlił się i na kościoły dawał za grzechy...
— Ja z tego tajemnicy czynić nie myślę — dodał — owszem, głosić będę i wołać choćby z dachu, że wojewoda mi nie ujdzie! Chciał on mnie do więzienia dać — ja go do takiego zamknę, z którego nie wynijdzie aż na sąd ostateczny...