Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 078.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podoba — odparł proboszcz spokojnie — więcej nad to, co mi polecono, nie powiem wam.
— Kto polecił? — domagał się Maciek.
Ksiądz milcząc, głową potrząsł.
— Nie może być, aby niedołędze temu takiej się rzeczy zachciało, która jest nad jego siły! zawołał Maciek. Chcą mnie tylko nastraszyć, ludzi mi rozpędzić, zmusić może do głupiej ucieczki, abym to stracił, na co lat kilka pracowałem; to zdrada! to podstęp!
— Trzymajcie jak zechcecie — rzekł ksiądz — ja tyle wiem, co mi powiedzieć kazano, i to wam mówię. Postanowił wojewoda was uwięzić — podobno rozkazy są wydane. Macie się strzedz i na baczności mieć, w małej kupce nie jeździć, a co najrychlej się oczyścić przed samym wujem i w Krakowie.
— Do tego starego gnoja nie pojadę! — zawołał Borkowicz — między nami rozrzezany obrus, nie siądziemy do jednego stołu, a w Krakowie dwa razy byłem, dopiero co ztamtąd powracam. I tam nie pojadę...
Baśnie są, strachy są próżne, a ty klecho, którego narzędziem uczyniono, gadaj mi zaraz, kto cię posłał...
I dodał w gniewie.
— Gadaj mi, chcesz li być cały...
Nie uląkł się duchowny, pomilczał trochę, westchnął i odparł spokojnie.