Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 076.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciągnięty leżał, kubek mu podać kazał i począł od żartów ze starego, do których oklepane potwarze na stan duchowny rzucane, za wątek służyły.
Stary ksiądz zbył go milczeniem, znosząc je cierpliwie. Osób było w izbie nadto, aby się wdawać przy nich w poufalszą rozmowę.
— Panie starosto — rzekł z cicha — przychodzę do was nie w mojej sprawie, ale w waszej własnej, nie po mej woli, ale zwyższego rozkazania — przejdźmy do komory osobnej, tak, aby tego nie spostrzeżono.
Borkowicz zdumiał się wielce. Spojrzał na ubogo odzianego klechę pogardliwie, pomyślał trochę i rzekł wstając...
— Idźcie za mną, kiedy zechcecie — ciekawym co mi powiedzieć możecie... Znajdziecie mnie obok...
Proboszcz, chwilkę zabawiwszy w wielkiej izbie — nieznacznie za Borkowiczem się wysunął.
Czekał on nań w ciasnej izdebce, która wysłanemi na podłodze łożami gości była zapełnioną. Na jednem z nich, ręce pod głowę założywszy, leżał starosta.
Dał znak księdzu, aby w głowach na ławie przysiadł.
— Co mi masz do powiedzenia? —
Proboszcz zbierał się długo nim odezwał. Szyderski ton Starosty drażnił go.