Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Były li jakie sprawy do załatwienia w cztery oczy — naówczas szedł do swej komory — nie, zostawał w wielkiej izbie, lub przechadzał się, do stajen zaglądając, konie każąc sobie wyprowadzać, przypatrując się młodzieży dworskiej, która do celów z łuku, z kuszy strzelała, i oszczepami ciskała.
Często do wieczora i wieczerzy tak przetrwał w podwórcach, gdy z duchownych kto nie nadszedł, lub ze znaczniejszych ziemian nie przyjechał.
Niekiedy wyjeżdżał na łowy, do biskupa, w odwiedziny w sąsiedztwo. Lubił naówczas Beńko, choć bez wielkiego przepychu, występować gromadnie i nie obeszło się naówczas bez orszaku, dworu, bez towarzyszów.
Wieczorem jadano po raz wtóry, tak samo, jak rano, i zasiadywano u stołów często do późna.
W święta i niedziele liczba przybywających zwiększała się jeszcze, a że gwar około siebie wojewoda lubił, rad im był bardzo.
Z różnych stron nietylko Wielkopolski, ale z Kaliskiego, ze Szlązka, z Mazowsza napływal,[1] tu ziemianie ze sprawami i bez spraw. Do Beńka, dla jego dobroci, sprawiedliwości i miłościwego obchodzenia się z ludźmi, przywiązać się łatwo było. Jednał sobie, a kto raz doń przystał, ten trwał pewnie do końca.
We dworze więc jego skupiały się z różnych stron raz wraz przynoszone wieści. Wiedział

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być napływali (bez przecinka).