Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gwałtem? a gdyby i tak było!? — krzyknął Borkowicz, — toć przecie nie wołała, gdym gwałt jej czynił, i była ze mną tam, gdzie jej nikt na pomoc przyjść nie mógł? Hę? Rozumiecie, co to znaczy?.. Samaby się potępiła, przyznając do tego. A pocoście mnie puszczali tam tam[1], gdzie ja mógłem pierścienie z palca zdejmować?..
I śmiać się począł głosem dzikim. Stara ochmistrzyni zdrętwiała. To, co mówił, w istocie strachem nabawić mogło. Konradowa nierychło znalazła w głowie odpowiedź.
— Cóż myślicie? — zawołała — królowę oskarżyć, aby ją zniesławić? Jej się nie stanie nic, bo ją obraniać muszą, a wy głowę dacie...
Borkowicz groźno zmarszczony, zawołał pięść podnosząc.
— Ja swojej głowy wiem jak bronić, o to się wy nie frasujcie. Patrzcieno siebie.
Ochmistrzyni pozbyć się go chcąc, znowu składać zaczęła rąbki i zwijać wstęgi. Chwilę postał starosta, oczekując.
— Jeszcze raz powiadam wam, — ozwał się wreszcie, — królowę namówcie, aby mi tu do siebie dozwoliła przyjść na rozmowę, inaczej, źle będzie... Na czyją to głowę spadnie — zobaczycie!!
Zatrzasnął drzwiami i wyszedł. Konradowa pozostała zdrętwiała, z rękami na stole, ruszyć się nie mogąc.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zbędnie powtórzony wyraz.