Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie na te gody prosił, na których, czy on czy ja będę pierwszym... niewiadomo. Dopóki się z niewoli nie wyrwę, dobrze za sobą mieć panią. Zawsze i ona coś może, a ja z nią! wiele potrafiemy, byle rozum miała.
Brat Jaśko tak wierzył w rozum jego, że mu się nigdy nie śmiał sprzeciwiać.
W poczcie więc, do którego się wielkopolan kilku możnych, podpisanych we związku przyłączyło, ruszył Maciek rad nie rad do Krakowa, takim się czyniąc jak mu było potrzeba.
Sędziwoj Nałęcz, Skóra, kasztelan Przecław, Mikołaj sędzia jechali z nim.
Szły za starostą wozy i skrzynie kute, okryte suknem i skórami, w których pieniądze wiózł, bo sam ich chciwy, sądził, że niemi wszystko i wszędzie robić można. Dotąd mu się jego najzuchwalsze pomysły tak wiodły, a śmiałość i bezczelność tak popłacały, że w siebie coraz więcej ufał, a drugich licho cenił.
Ani Benjamin, wojewoda, wuj jego, ani Wierzbięta strasznemi mu się nie wydawali.
Siłę w sobie okrutną czuł... Zbliżając się do Krakowa, jakoś go trochę śmiałość opuściła, trochę niepokój ogarnął, lecz otrząsł się wprędce i do stolicy wjechał butno, najlepiej sobie tusząc, a szepcąc bratu...
— Głupi są, wszyscy u mnie będą w saku!