Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmuszona — królowa idzie ze mną do komory i — zamyka się...
Jutro... ja drzwi na klucz spuścić zapomnę niech król przyjdzie, a to, co zobaczy... wystarczy mu...
Nie dokończyła i odbiegła prędko, więcej już nie chcąc powiedzieć.
Kochan został z tą niepewnością, z jaką przyszedł. — Udał się do Kaźmirza i — musiał mu się szeroko wytłómaczyć z tego, co przedsięwziął. Zakończył tem, co mu Zonia powiedziała.
Od dawna król Rokiczany unikał, i nie bywał u niej, wymówki i przekleństwa go nużyły... Zmarszczył się, pomyślał.
— Pójdę więc — rzekł. — O niej i o synu jej pamiętać będę, nie opuszczę ich, ale kobiety złej i nieznośnej pozbyć się muszę.
Następującego dnia wszystko było tak osnute, ażeby Kaźmirz wchodząc do Rokiczany, nie zastał nikogo i by przyjście jego do owej komory, w której się zwykła była przystrajać — wydawało się przypadkowem.
Kochan doprowadził go do mieszkania... W rannej godzinie służba niewieścia i męzka była rozpierzchła, w komnatach nikogo. — Kaźmirz przeszedł je wolnym krokiem, i do wskazanych mu drzwi dostawszy się, za klamkę ujął...
Nie były one zaparte... wszedł, lecz na głos jego kroków, Zonia, niby przelękła, zapóźno, aby go wstrzymać, rzuciła się do drzwi.