Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 051.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tów i dwuznacznych słówek, że Zonia Kochanowi szepnęła.
— Jeżeli Rokiczanę ztąd weźmiecie do Polski dla króla — wiecie co? mnie jej dajcie za starszą służkę. Będziemy tam wieczorami tak się we dwojgu zabawiali jak tutaj.
— Albo i lepiej! zawołał Kochan, śmiejąc się. Dobrze! Byleście chcieli...
— Pojadę — ale z Rokiczaną... Będę wam jej pilnowała...
Poszeptała coś Kochanowi na ucho.
— Juści tak czy owak, a panien do boku jej potrzeba dodała...
Rawa pół żartem, pół naprawdę przyrzekł, za co otrzymał całusa, niby ukradzionego, niby zdobytego, lecz w istocie obiecującego wiele.
Zoni się marzyło — na dworze bogato i sławnie za mąż wyjść.
Po cichej rozmowie z Wujkiem, którego wtajemniczyć musiał Kochan, okazało się, że najlepiej było króla w jednym z klasztorów na Starym Mieście ukryć, gdzieby go oczy ludzkie nie tak łatwo wyszpiegowały. A że zakony wszystkie prawie te, które w Krakowie miały domy, i tu się znajdowały; stosunkami były połączone z polskiemi klasztorami — nie zdawało się to rzeczą trudną. Udał się więc poseł do Przeora Dominikanów, i po krótkiej we cztery oczy rozmowie z nim, z wielką łatwością otrzymał zapewnienie,