Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 207.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozkazanie. Pierwszą spotkała Żalińską, która dla syna (choć nie lubiła Dosi) oszczędzać ją musiała.
— Cóż to się Annie stało? — poczęła ochmistrzyni. — Znowu głowa! znowu nas będzie męczyć piskiem i udaną chorobą.
— Ja o niczem nie wiem — obojętność udając i namyślając się, odparła Dosia. — Królewna wchodząc do sypialni postrzegła, że jej tam ktoś książki i papiery porozrzucał. To ją rozgniewało. Nie wiecie kto tam w sypialni gospodarował?
Oburzyła się Żalińska.
— Kto? gdzie? w sypialni? a to mi się podoba! Nikt nie może się dostać do niej bez mojej wiedzy... ja nie wychodziłam nigdzie. Śni się wam, nikt nie ruszył nic. Chyba ta nowa wychowanka wojewodzianka Zosia, poprzewracała szukając.
— Ale nie — zaprzeczała Zagłobianka. — Ktoś obcy musiał się wkraść.
— Obcy? a ja tu od czego? — gniewnie oburzyła się Żalińska. — Oprócz stróża, który drewka na komin przynosił, żywej duszy nie było.
Zmilczała Dosia i urywając rozmowę wybiegła do sieni. Szukała oczyma Talwosza, stał on wypatrując jej właśnie, a zobaczywszy wychodzącą domyślił się że był potrzebnym.
W kilku słowach opowiedziała mu Zagłobianka o co chodziło; Litwin zrozumiał, dał