Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 186.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czarnkowski głową wahał.
— Wiele królewnie przebaczyć należy — rzekł — zbolała jest, biedna... a ma przed sobą jeszcze niemało do przebycia...
Waćpani ją staraj się uspakajać i wmawiać, aby bez porady starych przyjaciół nie czyniła nic... niech się nie porywa... Senatorowie i tak obawiają się jej.
Żalińska łamała ręce.
Zalecał referendarz jak największe umiarkowanie i cierpliwość, a gdy ochmistrzyni uskarżać się zaczęła na niedostatek, zaręczył, że prymas, życzliwy królewnie, on i inni obmyślą dla niej teraz środki utrzymania odpowiednie.
W tem wszystkiem co tu przynosił Czarnkowski było trochę prawdy, ale nie cała.
Królewna nie czuła jeszcze i nie widziała tego, jakiemi ją strażami obstawiono, jak każdy krok jej był pilno badany. Panowie senatorowie, naówczas w Warszawie będący, w pierwszej chwili popłochu przewidywali, że Anna zechce sobie nadać zbyt przeważną rolę, że może opanować owe skarby tykocińskie, na które i Litwa i Korona zęby ostrzyły, otoczyć się partyą, uchwycić przewagę, pokierować elekcyą, narzucić im pana...
Lękano się jej energii, chociaż dowodów jej nie dała jeszcze.