Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 047.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żartem i na podziw ks. Niedźwiedzki zaczął po łacinie.
Na co się to wszystko zdało? chyba żeby się jej w głowie przewróciło.
Umiejąc języków tyle, zażądała niemieckiego, królewna jej się o Niemkę postarała. Szczęście jeszcze, że po turecku i po tatarsku nie zechciała się uczyć, boby jej i tego nie odmówiono. A z tatarskiego języka dotąd, słyszę, pamięta coś nie coś.
Pisze tak pięknie, że mogłaby w kancelaryi służyć.
Jakże potem nie miała zdumnieć i nabrać pychy, gdy się jej wszyscy dziwić zaczęli, a rozum jej wychwalać i piękność przytem?
Tatarowie też kumysem pojąc wlali w nią krew taką dziką, że jej pohamować trudno.
Otóż ją macie jaką dzisiaj jest.
Zagłobianka! szlachcianka! ale stryj jej znać nie chciał, pewno nie bez powodu. Kto wie co za jedna? tyle tylko pewne, że Dosia...
— No i to — dodał Talwosz — że drugiej takiej Zagłobianki czy Dosi nie ma na świecie. Wyrzucacie jej że się górą nosi, co za dziw! niechże druga temu co ona sprosta? Złego przecie nic jej zadać nie możecie?
— Dla siebie najgorsza — mówił dalej spokojnie Bobola. — O swoją przyszłość cale nie dba. Za królewnę życie gotowa dać, ale się rwie