Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom II 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niała się jakoś w oczach. Zawsze była dumną i nieprzystępną; teraz, gdy poselstwu francuzkiemu parę razy za tłómacza służyła, a z Francuzami, zachwyconemi jej pięknością, spotykać się zaczynała coraz częściej, piękna główka jej się zawracała.
Czuła tu wyższość swoją, siłę i, choć się z tem nie wydawała, posądzić było można, że zabierała się z tego korzystać.
Od pierwszych Francuzów Montluca do ostatnich marszałka de Retz i pana Rambouillet, Dosia po kolei wszystkich sobie ujęła i podbiła. Mówiono o niej jak o gwieździe dworu Infantki; zachwycano się nietylko jej wdziękami, ale rozumem, umiejętnością języka, wyższością nad innemi niewiastami. Przy niej gasł nawet majestat królewnej.
Którejżeby kobiety oddawana jej cześć nie upoiła?
Francuzi, którzy tylko na migi z innemi rozmawiać mogli, oblegali to zjawisko z zapałem, z uwielbieniem właściwem ich temperamentowi.
Zbiegali się, aby ją widzieć, kłaniali do ziemi, wyprzedzali w usługach. Tracili głowy.
Śmiała się niby Zagłobianka z tych hołdów, lecz kadzidło takie z czasem zawsze działać musi.
Talwosz pierwszy spostrzegł, że w obejściu się z nim przybrała ten ton nowy, z jakim do Francuzów występowała. Patrzała nań z góry.