Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 230.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Talwosz jednego dnia stanął, jak dawnych czasów, w progu królewnej.
Spojrzała na niego ze współczuciem. Przyniósł jej z sobą wspomnienia smutnych i ciężkich chwil, przeszłych bezpowrotnie.
— Cóż ty mi powiesz? — odezwała się przystępując do niego. — Mówiono mi, że miałeś ochotę powrócić na Litwę?
— Sam nie wiem — cichym głosem rzekł Talwosz i westchnął. — Mam prośbę do W. Kr. Mości.
— Radabym ci ją nie słuchając nawet uskuteczniła — odezwała się Anna.
Chwilkę namyślał się Litwin, jakby mu ciężko było się tłómaczyć.
— Wiadomo W. Kr. Mości — rzekł po namyśle — jak dawno i wiernie miłowałem Zagłobiankę. Nie poszczęściło mi się z nią, niestety! Taka była wola Boża!
Dzięki opiece W. Kr. Mości panna Dorota przychodzi do zdrowia. Choć ja jej nie widuję, bo wiem, że widok mój przyjemnościby jej nie uczynił, wiem od innych, że się ma lepiej.
Anna poruszyła rękami.
— A, mój Talwoszu — rzekła — życie wprawdzie uchowało się, ale co się z nią stało biedną! Jak zmieniona na ciele i na duszy, jak upokorzona i znękana, tego ludzki język nie wypowie.
— Bądź co bądź — począł Litwin — ja