Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wybiegł w koszuli do Włocha.
— Możeż to być? — zawołał z rozpaczą.
— Widziałem na moje oczy króla wychodzącego furtą na Kaźmierz ze Souvrayem i drugim Francuzem — odparł Allemani.
— Ale onże był?
— On sam.
Tęczyński ubierał się już rwiąc na sobie odzienie, dawał rozkazy poplątane, bezprzytomny, ludziom swoim dosiąść polecił koni i iść za sobą zbrojnym. Sam pochwycił oręż, ale jeszcze mu się wierzyć okropnej wieści nie chciało.
Dla Allemaniego zaprzężono wózek, aby go odwieźć do zamku, bo stary ledwie dyszał.
Czwałem biegł na Wawel podkomorzy. Tu wszystko spało w najuroczystszej ciszy i spokoju.
Tęczyński jak oszalały dopadł do ganku, pobudził służbę, kazał podać światło, i z niejaką obawą zbliżył się do drzwi sypialni króla. Zapukał.
Żadnej odpowiedzi.
Król mógł spać. Allemaniemu się przywidzieć mogło, budzić go postrachem po tak uroczystem poręczeniu nie śmiał Tęczyński. Wierzył królewskiemu słowu.
Zamiast więc dobijać się do sypialni, zwrócił się do znajomego sobie mieszkania Villequiera.
Zastał je pustem. Nikogo!... a co więcej, wielu rzeczy brakło.