Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 186.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaźni senatorów i Tęczyńskiego, zaczął się rozbierać i rzucił na łoże.
— Siadaj przy mnie — rzekł do hrabiego.
Mówili jeszcze chwilę o rzeczach obojętnych. Wtem wśród rozmowy, dosyć już ostygając, ujrzał Tęczyński, że król drzemać zaczął.
Odegrywał komedyę z wielką sztuką. Przebąkiwał coś niewyraźnie, słowa mu zamierały na ustach; powieki kleiły się i podnosiły, nareście opadły, usta otwarły jakby mimowolnie, lekkie chrapanie słyszeć się dało.
Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, król spał.
Zupełnie już uwiedziony i spokojny podkomorzy podniósł się cicho, jak najmniej czyniąc szelestu, zwolna zasunął firanki, kazał w zwykłem miejscu ustawić światło, dwóch paziów posadził na straży, a sam na palcach wymknął się z sypialni, z zamku i udał do miasta.



Na zamku najgłębsze panowało milczenie, światła pogasły; służba zabierała się do snu.
Jeden pan Franciszek Allemani, który odprawiony szyderstwem przez króla odszedł nie zupełnie przekonany, a z natury był podejrzliwym,