Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szę was tylko panowie, aby o tem postanowieniu mojem nikt nie wiedział.
Souvray, Villequier... pomogą mi.
Wtem król, jakby coś sobie przypomniał, wtrącił żywo, zwracając się do Villequiera.
— Mówcie o tem z dowódzcą mojej gwardyi, z kapitanem Larchant.
Skłonił się Villequier.
— A przedewszystkiem muszę dziś jeszcze zobaczyć się z Sederynem — dodał. — Bez niego nie zrobimy nic, ani ja, ani Larchant, ani Souvray.
Po krótkiem milczeniu, król oczyma obszedłszy przytomnych, rzekł jeszcze.
— Wyjazd więc mój jest postanowiony. To rozstrzygnięte. Według mnie, im on prędzej nastąpi tem lepiej. Przy największem staraniu o zachowanie tajemnicy, nie utrzyma się ona, gdy się przeciągnie.
Narada zdawała się skończoną, a jednak nikt odchodzić nie śmiał.
Król biegał po pokoju zasępiony.
— Trzeba wszystko przewidzieć — rzekł cicho. — Polacy będą się gniewać na mnie... a w gniewie pomiarkowania nie mają. Gotowi mi nawet to co mam a pozostawię zabrać; klejnoty, które przywiozłem z sobą, byłyby stracone. Wiele z nich mają dla mnie wartość pamiątek.