Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Według was ja już jestem trupem — rzekła szydersko — nie masz więc już obowiązku mnie wyciągać!
— Wy! wy! mogliście upaść tak straszliwie, tak nisko? — począł Talwosz z uniesieniem.
— Widzicie — odezwała się zimno dziewczyna. — Przyszliście zapóźno.
Rozśmiała się niewesoło. Talwoszowi, mimo oburzenia, na płacz się zbierało.
— I to — zawołał — koniec waszych wszystkich nauk, owoc książek i czytania, mądrości, której byłaś tak chciwą!
Zagłobianka nic nie odpowiadając ruszyła ramionami.
— Nie, to nie koniec — odparła po przestanku — a jaki on będzie, ja nie wiem. To pewna, ze nie wrócę tam zkąd przyszłam, ale pójdę dalej.
— Na zgubę! — zawołał Talwosz.
— Może — zimno znowu szepnęła Dorota — ale do czego się to zdało wszystko, że mnie wmość gonisz, szpiegujesz i narzucasz mi swoje nauki i opiekę. Widzisz, że zrobiłam com chciała! Zawracać się ani mogę, ani myślę. Chcesz się mścić i prześladować mnie za to?
Talwosz się rzucił oburzony.
— Panno Doroto — zawołał — tak to mnie znasz, iż możesz o zemstę i prześladowanie posądzać? Widzę cię ginącą, płakać mi się chce.