cya nic nie była warta, że to był król ślepych Mazurów, którego oni sobie okrzyknęli.
Mówiono, że go precz pozbyć się potrzeba. Sprawa Zborowskich była pozorem; w istocie pod tym ruchem kryły się intrygi przyjaciół cesarza i partyzantów Ernesta.
Posługiwano się wszystkiem. Infantka, którą senatorowie sami chcieli wprzódy obezwładnić i usunąć na stronę, teraz w oczach nieprzyjaciół króla rosła ze swemi prawami. Wyrzucano mu, że się z nią nie żenił, i zadawano to jako złamanie paktów.
Dzięki temu Anna stawała coraz wyżej, w miarę jak Henryk spadał.
Francuzi na mieście prawie się pokazywać nie mogli: drwiono z nich, urągano się, zaczepiano, ścigano.
Na wrotach i ścianach spotykali się z wizerunkami poczwarnemi króla i napisami obelżywemi.
Król o tem wiedział czy nie? ale wcale go to nie zdawało się obchodzić. Obowiązki swe pełnił przymuszony, niechętnie, wyrywał się jak tylko mógł z rady, zamykał w swoich pokojach i dostukać się już do niego nie było można.
Z tych izb zamkniętych szczelnie i strzeżonych przez Gaskończyków dochodziły śmiechy, muzyka, okrzyki, brzęk naczyń... a Polacy tylko z za drzwi przysłuchiwać się mogli tej wesołej myśli.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 061.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.