Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem szlachcic, szlacheckiéj służby wymagać mam prawo, takiéj, która się przy szabli lub szablą odbywa.
Hiszpan coś zamruczał.
— A Cosel? gdzie Cosel?
— Zapewne w Pillnitz? nie wiém?
— Chodź ze mną.
— Dokąd?
— Nie pytaj, przecież się nie lękasz?..
Zaklika poszedł.
Po drodze postrzegł iż nieznajomy prowadzi go do Flemminga.
Pomimo maskarady na Zwingrze, Flemming był w domu, zapijano u niego. Maski przychodziły i wysuwały się, kilku co woleli siedziéć u kielichów, nie ruszali się; Flemming spodziewał się nawet króla na chwilę.
Wrzawa buchała z pokoju w którym goście się zabawiali. Hiszpan wszedł przez drzwi otwarte, szepnął coś Flemmingowi na ucho i generał żwawo poszedł do progu. Cichym głosem zawołał na Zaklikę aby szedł za nim i uprowadził go z sobą do odosobnionego gabinetu... Tu cicho było i spokojnie, na stole papiérów pełno. Młody człowiek pochylony nad niemi, pisał coś szybko... Flemming wciągnął Zaklikę w ciemny kąt gabinetu, Hiszpan poszedł za niemi.
— Kiedy rzuciłeś służbę u Cosel? — zapytał.
— Kilka dni temu.
— Cóż myślała?
— Urządzała się w Pillnitz...
— I siedziéć myśli? — zapytał Flemming.
— Ja sądzę...
Patrzyli na siebie z Hiszpanem i potrzęśli głowami.
— Jakżeś się z nią rozstał...?
Zaklika zmiarkował że obudzając zaufanie, o czémś potrzebném będzie się mógł dowiedziéć.
— Zostałem wypędzony — rzekł — bo tam teraz mało sług potrzeba.
— A znasz dobrze Pillnitz, ludzi i drogi?
— Doskonale.
— I przyjąłbyś służbę inną?