Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie powiedzie się naówczas mnie, a nie wam N. P. — rzekł generał. — Ja kraj chcę ocalić i Europę od młodego drapieżcy, który ją gotów ogniem niszczyć i mieczem.
— Generale — mruknął król — zdaje mi się że ci się śni, w żadnym razie ja rycerski obyczaj szanując najwyżéj, na nieprzyjaciela w ten sposób zdradziecki, podstępny napaśćbym nie dozwolił: nie mogę — dodał zapalając się. Nienawidzę go, zadławiłbym go gdyby mi się dostał w ręce, ale go chwytać wśród nocy, ale go napadać gdy mi ufa: nie! Generale, to nie Augusta mocnego rzecz.
Schulenburg ponuro nań spojrzał.
— Zawszeż się z tobą królu po rycersku obchodzono? — zapytał.
— Wolno jest gburom jak ten młodzik czynić co chcą, to są nieokrzesani barbarzyńcy; ale August którego lud zowie mocnym, a monarchowie wspaniałym, nie dopuści się tak nizkiego czynu.
Stary wojak wąsa pokręcił kłaniając się.
— A gdyby się go nieposłuszny żołdak dopuścił? — zapytał.
— Musiałbym nieprzyjaciela bronić i sam go uwolnić! — zawołał August — to nie ulega wątpliwości.
— Jest to nadzwyczaj rycersko i pięknie — rzekł Schulenburg niemal ironicznie — ale...
Nie dokończył i skłonił się nizko.
Odchodzącego król ujął za rękę.
— Kochany generale, proszę cię rzuć tę myśl i nie mów o niéj nikomu. Nie, nie chcę tym kosztem zwycięztwa.
Schulenburg podniósł zbladłe oczy jak gdyby pytał niemi, czy wydanie Patkula, czy uwięzienie Imhoffa i Pfingstena, szlachetniejszemi były czynami nad krok, którego się August wzdrygał.
Król zrozumiał może ten wyrzut niemy, domyślił się co znaczyło milczenie, bo po twarzy krew mu falą purpurową przebiegła.
Schulenburg stał smutny.
— Czémś rozpaczliwém ratować się musimy — mruknął pod wąsem — pospolitemi środkami, zapóźno. Kość trzeba