Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 1 015.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dworzanie baraszkowali między sobą, harcując słowy aby pana rozbawić; nic to nie pomagało: August siedział zamyślony, jakby nie słuchał. A był to stan rzadki u niego... bo chciał roztargnienia i szukał rozrywki. Z ukosa spoglądali nań niespokojni towarzysze...
W drugim końcu stołu siedział nie pozorny, posępny Kyan i jakby króla prześladować chciał, także się na łokciu sparł, nogi wyciągnął i w sufit patrząc, wzdychał.
Był tak smutny że się wydawał śmiesznym...
— Słuchaj — szepnął Fürstemberg trącając łokciem Wackerbartha (oba byli już dobrze podchmieleni) — widzisz ty Najjaśniejszego Pana? Źle jest, nie może go dziś nic rozweselić... jedenasta godzina... do téj pory powinienby już być w różowym humorze... Nasza wina...
— Jam tu gość — odparł Wackerbarth ruszając ramionami — to nie moja rzecz: wyście znając go lepiéj, środki skuteczniejsze obmyśléć powinni.
— Znudził się Lubomirską... oczywista rzecz... — dodał z boku Taparel.
— Nie, bo przyznam ci się że i tych Szwedów strawić trudno — szepnął pocichuteńku Wackerbarth. Ja mu się nie dziwię.
— Eh! eh! Szwedów! zapomnieliśmy tymczasem, pobije ich tam za nas kto inny, mamy pewność, że przyjedziem tylko zbierać owoce... — począł trącając w kielich Fürstemberg — nie Szwedy go gryzą... ale już Lubomirskiéj ma dosyć... trzeba mu inną znaleźć.
— Czyż o to trudno? — szepnął, ramionami ruszając, Wackerbarth...
— A! no, trzeba wam było znowu w Wiedniu drugą Esterlę wyszukać... — rozśmiał się Lagnasco...
I poczęli szeptać tak cicho, że ich już słychać nie było, bo król zdawał się przebudzać jakby ze snu i wodził oczyma po swych towarzyszach, aż wzrok jego padł na tragicznie rozpartego barona Kyan i król parsknął homerycznym śmiechem.
Niepotrzeba było więcéj ażeby cała sala za nim powtórzyła śmiech echem, choć połowa z współbiesiadników wcale nie wiedziała z czego Najjaśniejszy Pan rozśmiać się raczył.