Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 2 149.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ku sobie i zawiodła do bocznéj komory. — Posadziła strwożoną na ławie, a co miała pod ręką, plastr miodu, chleb biały, orzechy, postawiła przed nią i przysiadła się do niéj sama.
— Rybko ty moja — odezwała się — jak ci na imię? Zapytała grubym swym zwykłym głosem, który starała się napróżno łagodniejszym uczynić.
— Imię mam Błogosława — cicho szepnęło dziewczę.
— Dajże cię Bóg twém imieniem błogosławił — rzekła stara. Musiałaś się chować za kratą i bez słońca boś biała jak śnieg i wątła. —
Dziewczę spuściło oczy, łzy jéj się z pod powiek toczyły ciche, bo dawne, lepsze przypomniała czasy.
— Tak odezwała się — pani matka i ja, nie znałyśmy ani zimna, ani skwaru, ani słoty, dopóki... I łzy jéj mówić daléj nie dały.
Jaksowa zlekka śliczną jéj główkę do piersi przytuliła. Obudziło się w niéj uczucie dziwne. Stęsknioną była za macierzyństwem, spragnioną wnucząt, zdało się jéj że jakieś dziecię własne przytulała do siebie.
— Nie płacz — odezwała się, łzy nie pomogą, a oczu twoich szkoda, jeszcze one lepsze czasy zobaczą. Nie śmiała już pytać o więcéj i dziewczę mówić nie śmiało, poprosiła o to co mieć chciała i uciekła.