Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 1 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do blizkiego kościoła szli na modlitwę i błogosławieństwo, gdzie Opat miał ranną mszę odprawić. — Stało się wedle jéj woli i gdy w dzwonek uderzono, wszyscy ze dworu pociągnęli ku blizkiemu kościołowi. Szła przodem Petrkowa z mężem, za niemi Błogosława z Ochmistrzynią swą, potém Światosław z Jaksą.
Za wszystkie trudy zapłaciło mu to, że złotowłose dziewczę widział znowu, które wśród porannego dnia brzasku, ciemno odziane, smutne, wydało mu się inném teraz, a piękniejszém jeszcze.
Darmo sobie powiadał Jaksa, że się oczyma zdradzać niepowinien, że mu w nią patrzéć jak w tęczę nie godziło się, mimo to ścigał ją oczyma sam nie wiedząc o tém. W krótkiém tém przejściu ze dworu do kościoła nie stracił żadnego jéj ruchu, skinienia żadnego, a ile razy zwróciła się ku bratu, chwytał część jéj twarzyczki, szept, nawet szelest sukienki, który go dreszczem jakimś przejmował. —
Dwa czy trzy razy oczy jego spotkały się z jéj niebieską źrenicą, i natychmiast trwożliwe powieki opadały na nie przesłaniając mu ich blaski.
Raz gdy w furtce ku kościołowi zawracać się musiała, Jaksa zobaczył ją z boku, potém gdy ze drzwi kościelnych wchodziła, a gdy się odwróciła od niego patrzał na ramiona, na fałdy sukni, na zasłonę co ją okrywała, i nie mógł oderwać oczu —