Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Historya prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem tom 1 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że w jéj ustach innego nabierała głosu i brzmiała niby piorun, grzmot, albo jakiś wrzask nadludzki.
Pomimo starości nie była jeszcze brzydka trzymała się prosto, a że jéj dawno piersi wyschły, wyglądała na mężczyznę i była gibką a zwrotną a silną, że nieraz z łowów przyniesionego kozła za rogi ująwszy, do góry podniosła.
W twarzy ogorzałéj, nieco już pomarszczonéj, widać było smutek wieczny i zadumę, ale razem spokój i siłę. Trwogi po sobie nieokazała nigdy. — Duchowni nie byli z niéj bardzo radzi, — zwali ją nawet poganką dla tego, że ich nie bardzo słuchać chciała, ale szczodrą dłonią sypała im zawsze. — Do kościoła chodziła, znajdując się w nim przystojnie, pilnując aby i czeladź tam uczęszczała, ano potém pilniéj jéj było do swojego śpiewu, do roboty jakiéj, niż do długich modlitw i pacierzy. —
Surowa dla wszystkich pani, — dla jednego dziecka swego była jakby inną. Nie było dla niéj na świecie tylko ono jedno, dla niego życie by dała i wszystko. Chowała go tak tą miłością wielką, że nigdy karcić nie potrzebowała. —
Długie lata młody Jaksa przy niéj nieodstępnie był, pilnowała go nie spuszczając z oka. — Na pierwsze łowy, w pierwsze pole sama z nim wyjechała. Potem do Krakowa sama ruszyła szukać dlań klechy, coby go uczył innych rzeczy, których ona nie umiała. — Tam siedziała dopóki