Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 313.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sto, i późno już mimo dworku Anny przechodząc, wstąpił do niej na minutkę.
Zastał biedną we łzach, bezprzytomną prawie, klęczącą na ziemi, ktoś bowiem ze znajomych wpadł do niej z wieścią dziwnie przerobioną, o grze nieszczęśliwej i śmierci podczaszyca, o znalezieniu jego ciała i t. p.
— Co to jest? co to jest? — spytał na progu kapucyn.
— Ojcze, ty przychodzisz do mnie z pociechą, ale jej dla mnie już nie ma! on zginął!
— Kto? co? kiedy?
— Michał się utopił!
— To fałsz! — zawołał stary — nieprawda!
— Nic nie wiesz chyba ojcze! a ja ci powiedzieć nie mogę, przegrał ostatek! rozpacz go ogarnęła! a! czemuż nie przyszedł do mnie, byłabym mu choć na tę grę nieszczęsną wszystko do ostatniego oddała pierścionka! niechby żył, ja bym miała — choć nadzieję!
— Miejże nadzieję, bo on żyje! — rzekł O. Spirydjon.
Anna zdumiona spojrzała na niego niedowierzając.
— To być nie może!
— Jakto! to już i mnie nie wierzysz? upamiętaj się! Michał Ordyński w klasztorze u nas od rana.
Porwała się Anna z ziemi i cała zdyszana, śmiejąc się, wołając do Wąchorskiej, krzycząc prawie podbiegła do staruszka.
— A jakże się to stało? mów mój zbawco, niech wiem, niech słyszę!
Kapucyn opowiedział jej ranną swoję pielgrzymkę, spotkanie na moście i ocalenie podczaszyca. Chciwie słu-