Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 303.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stół sosnowy, obrazy świętych po ścianach, kolebka dziecięcia, łoże starej matki, warstat tkacki, narzędzia drwala, ustawione były z pewnem uczuciem porządku i wdzięku. A wśród nich tu i owdzie religijne wspomnienia, serdeczne pamiątki, wpięły palmę błogosławieństwa, wianuszek święcony i zwiędłą wiązankę ślubną. Na wydatnem miejscu wisiał krzyż czarny, na ścianach białą kredą wypisane niezgrabnie, świeciły się poważne daty urodzin i śmierci.
Wszystkiem razem była ta izba uboga: sypialnią, warsztatem, jadalnią i gościnną komnatą, a jednak wystarczała na wszystko. Przez wielkie ubóstwo nie mniejsze przeglądało szczęście.
— Żyją! myślał Ordyński, żyją, śpiewają, są szczęśliwi i jeszcze umieją drugim świadczyć i wspomagać!
Pierwszy to raz ta myśl że żyć można ubogim, przeszła mu przez głowę, zastanowił się, westchnął i choć długie próżnowanie wstrętem go nabawiało do pracy i umartwień, znużenie kazało mu szukać nowych uczuć chociażby połączonych z cierpieniem. Osłabłem, zemglonem okiem poglądał na ściany izby, rozświecone migotliwem lampy światełkiem i tak dumając spoczywał na ławie, póki ks. Spirydjon znów drzwi alkierza nie kazał otworzyć. Na dźwięk dzwonka zwiastujący że Chrystus jednemu z ludzi się udziela, pobiegli wszyscy poklęknąć w sieni, poszedł i Ordyński. Kozłowski klęczał na słomie, zupełnie uspokojony i przygotowany do podróży ze świata.
— Dziecię moje — rzekł do niego zbliżając się po zwykłej modlitwie kapłan, rozgrzeszenie ci dałem, ale pamiętaj że trzeba z serca głębi, szczerze i na zawsze