Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 248.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cały więc czas do rana upłynął w niepokoju niewysłowionym i męczarniach chorego. Szkatuła, pierwsza przyczyna choroby, której odkrycie z łzami krwawemi wyrzucała sobie Anna, leżała na podłodze. Jan z oka jej nie spuszczał, ale tak cierpiał poderwawszy się w najniebezpieczniejszy sposób, że już nawet wstać dla obejrzenia nabytku nie mógł. Prosił jeszcze, mimo cierpienia, Anny by mu ją przysunęła, otwarła, ale biedne dziewcze dokazać tego nie mogło, a sługi i Hołodrygi obawiał się Sieniński.
Noc wiekiem się wydała, i gdy pierwsze dzwonki po klasztorach zabrzęczały, przykrywszy wedle rozkazu ojca szkatułę i komin gratami, Anna pobiegła znów budzić i wysyłać Hołodrygę po doktora. Choć jeszcze klął żebrak, ale wytrzeźwiony posłuchał przecie i poszedł. Nim się dowlókł, dosztukał, wytłómaczył (co mu nie było łatwo, bo go tylko znajomi przywykłszy do jego mowy zrozumieć mogli) — choroba pana Jana, zwykle w takich razach gwałtownie się rozwijająca, już co raz groźniej objawiać się poczynała. Chory nadedniem począł mieć silną gorączkę, a co najgorzej trwożył już o sobie. Jakaś idea przesądna, przekleństwa braterskiego za naruszenie jego skarbu, owładała jego umysłem i obawa śmierci ogarnęła gwałtownie serce. Doktor, który nadbiegł, przedsięwziął co tylko było można, ale odchodząc spojrzał z politowaniem na Annę, która w rozpaczy i przerażeniu traciła całkiem przytomność. Nie było jej komu pocieszyć, pomódz, ratować i radzić, położenie stawało się każdą godzinę rozpaczliwsze. Jak Anioł opiekuńczy zjawił się przed końcem dnia O. Spirydjon, który tylko co powrócił z Jeziornej, gdzie niedobitego w pojedynku wojewodzica T... dysponował. Dowiedział się