Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 216.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle powóz się zastanowił w dziedzińcu jakiegoś domu.
— Gdzie jesteśmy? — spytał podczaszyc.
— Jesteś pan u siebie — odparł cavaliere — apartament na 1szym piętrze... Buona sera! I zniknął.
— Jutro odwiozę ją do ojca — rzekł w duchu podczaszyc, wysadzając powoli z powozu — teraz niech się uspokoi i spocznie. Anusia jeszcze nie wiedziała co się z nią dzieje, nie rozeznawała miejsca — na przeciw nich kilku sług i Frejer na czele, stali ze świecami.
— Co to jest, dokąd mnie pan prowadzisz — zapytała nagle się zastanawiając — wieź mnie pan do ojca! gdzie jestem?
— Odpocznij u mnie chwilę Anusiu — rzekł podczaszyc — pojedziem zaraz do ojca!
— Pojedziem! odpoczywać! kiedy on tam siwy włos rwie sobie z głowy — zawołała dziewczyna — co ci się stało panie Michale? — cofnęła się — natychmiast! natychmiast!!
Podczaszyc umilkł zawstydzony, chciał konie zawrócić, ale ich już nie było, odjechał niemi Włoch.
— Poszlemy po inny powóz — rzekł smutnie — ten odszedł... tymczasem zajdź do mnie.
— Nigdzie! ani na chwilę, tylko do ojca — stanowczo odpowiedziała Anusia, której charakter powracał z przytomnością.
— Chodźmy pieszo!
Frejer i służba stali w milczeniu.
— Po powóz i konie! hej prędzej! — rzekł dosyć niechętnie Ordyński.
Anusia sparła się o mur i milcząca pozostała z głową zwieszoną, załzawionemi oczyma... Stali tak długą