Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Najlepszy! Najrzałem w dworku do którego się był schronił, prześliczne dziewcze, widocznie jakąś jego sekretną dawną a ulubioną kochankę. Ludzkie oko dotąd jej nie zna w Warszawie, a to kąsek smaczny. Byle o niej rzucić słówko tym poczciwcom którym nic nad nowość nie smakuje, posuną się do niej, zaczną się kręcić, ścigać a jego zaraz zazdrość wypchnie z kąta na obronę faworytki. Wyciągnę go jak za wędkę, bo mi doprawdy żal — zmarnieje to...
— Widzę że ci o to bardzo chodzi, żeby podczaszyca świat odzyskał! — rzekł z uśmiechem szyderskim Cerulli.
— Bo mi go żal, bo szczerze żal, z praktycznego filozofa jakim już być poczynał, łatwo go tam przerobią na pospolitego bigota.
— Czy należał do Wschodu? — spytał Cerulli.
— Dotąd nie — odpowiedział cavaliere — ale lada dzień bylibyśmy go wciągnęli gdzie chcieli, bo mu się głowa paliła, bardzo by się przydał na prowincją.
— Cóż kiedy tak słabego charakteru?
— Ale jest uczucie honoru! Słaby człowiek zresztą, w ręku mocnego człowieka, to jedno z najlepszych narzędzi do działania, bodaj to z nimi tylko mieć do czynienia!
I rozśmiał się głośno, a w tem rozmowa przerwaną została wnijściem kilku osób znajomych nam już z tej powieści, które się spotykały prawie wszędzie gdzie się wesoło bawiono. Szukali naówczas i najumiarkowańsi gdzieby trochę poszaleć i odurzyć się mogli, tak ciężkie brzemię frasunku wkładała na ich ramiona owa epoka walki.
Szambelan Turski, sławny swoją mową w procesie