Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 133.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podczaszyc westchnął ciężko.
— Przyszło do tego — rzekł — kapucyn, żeś Wpan musiał godzić na pierś brata, bliźniego, dla czego? dla czczej obrazy honoru! Rozlałeś krew, a! czy nie czas żeby teraz gdy Bóg łaską swoją uratował od zbrodni, wnijść w siebie i zwrócić się z tej drogi, która jak widzisz do takich dziur i trapezów prowadzi?
Podczaszyc tak już był odwykł od słów pobożnych, że ich prawie nie pojmował.
— To pewna — rzekł — że żałuję tego co się stało, ale cóż miałem począć?
— Pierwsza rzecz, odparł kapucyn, to plunąwszy porzucić te próżniacze życie. Albom to ja was takich paniczów i fircyków nie napatrzył się? co robicie? oto od rana do wieczora bawicie się, używacie — śliczni obywatele kraju! śliczni chrześcijanie!
— Ale mój ojcze, przerwał podczaszyc trochę zawstydzony — czasy włosiennicy i dyscyplin minęły.
— Nie kochanku, ludzie tylko przeszli co ich używali i widzisz, że bez nich coś nie lepiej... albo to piękny widok szaleństw naszych gdy toniemy? To jakby wedle słów błogosławionego Skargi, w rozbijającym się okręcie rozpasani na rozpustę majtkowie, lub jak żołnierstwo rzymskie rozegrywające szaty Chrystusowe u stóp świętego krzyża jego. Myślicie że to sprowadzi błogosławieństwo Boże na nasz naród? A jak Pan Bóg ma kochać tych co o nim wiedzieć nie chcą i wolą się perfumować niż modlić?
— Zapewne — rzekł — skłopotany podczaszyc — nie przeczę żeśmy może trochę winni, ale trudno czegoś i młodości nie wybaczyć!
— Wiele, wiele się wybacza, odpowiedział Spirydjon,