Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 216.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żywo odezwała się Frascatella — żebym wśród waszego szału sama oszalała.
— I to przyjdzie! — rzekł książę.
— Dalipan nie wiem — wmięszał się Baucher — znam tego trzpiota Frascatellę, lat już dwa jeśli się nie mylę, a do tej pory jej nie rozumiem. Robi co tylko możne, żeby ją miano za zgubioną, za przepadłą, za strąconego aniołka, mówi, chodzi, lata, mięsza się do towarzystw, których dotknięcie truje i gubi, a jak salamandra cała z płomienia wychodzi, i nikt w Warszawie pochwalić się nie może, żeby choć ust jej dotknął, tak jej sztylecik straszy.
Frascatella spojrzała w oczy jenerałowi i parsknęła zimnym śmiechem.
— O! wiem — rzekła — że myślicie, żebym się dawno powinna dla przyjemności waszej zaprzedać i zgubić! Radzibyście temu byli, ale nie znacie jeszcze stworzenia tego, które zowiecie Frascatellą! Jest coś co mnie w tym waszym błocie trzyma niezwalaną na dnie serca do którego żaden z was się nie dostanie.
W tem oko jej w którem igrały zielone i złotawe blaski fali morskiej, padło na podczaszyca zdając się mówić do niego:
— Ty jeden zajrzałbyś może w to serce... gdybyś chciał, gdybyś umiał!
Podczaszyc zmięszał się, a jenerał rozśmiał:
— Możeś ty tylko wielki filut — rzekł grożąc — ale jeżeli z ciebie tak doskonała aktorka, tośmy ci wszyscy winni ogromne brawo! I poklasnął w szerokie dłonie.
— Nie zasłużyłam na tę obelgę — spuszczając głowę chmurno, odpowiedziała Frascatella, bawiąc się ze