Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 211.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nerał wszedł naprzód z tą pewnością chodu właściwą dobrze obeznanym, którzy nie pytają o nic, wiedząc że zawsze sobie radę dać potrafią.
W trzecim pokoju za małą salką, przy świetle kilku alabastrowych urn, w których gorzały pęki świec przytłumionem światłem, ujrzeli nareszcie gospodynią okoloną mężczyznami, z jedną tylko płci swej towarzyszką, podżyłą już śpiewaczką Banini, sławną więcej z otyłości niż z głosu.
Podczaszyc w gronie gości rozpoznał księcia podskarbiego wyciągnionego na kanapie w rodzaju odurzenia poobiedniego czy pobutelkowego, dalej księcia Kazimierza szczebioczącego coś na ucho pięknej Włoszce, starego kasztelana Ł.... który młodego udawać lubił, podkomorzego Brańskiego i kilka jeszcze osób całkiem mu nieznanych. U drzwi pierwszych poznała go zaraz gospodyni i pobiegła wesoło ku nowej swej zdobyczy, z wyrazem nietajonym zwycięztwa, w którym coś było i smutku. Zastanowił ją na wstępie podczaszyc pomięszaniem i niepokojem, który się w oczach jego malował.
— Witam miłych panów! — krzyknął jenerał — ha! otóż i my przybywamy! adsum.
— Gdybyś miał lepsze wąsy, powiedziałbym i ja — at! sum — przerwał książę Kazimierz.
Baucher zdawał się rozśmieszającego nie uważać żarciku i ciągnął dalej.
— Jedziemy wprost z pańszczyzny zamkowej, gdzieśmy Najjaśniejszemu do zmistyfikowania jakiegoś Anglika służyli.... Na Boga! kto łaskaw panowie, oszczędźcie mi wstydu, pierwszy raz mi się trafia, że kogoś nie