Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.1,2 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odkrył białe jej ząbki, a lekki wykrzyk dał się słyszeć z ust włoszki.
— A! zawołała poczynając się śmiać — cóż to za nieznany śliczny cavaliére? zkądżeście go wzięli panie jenerale?
— Zdobyliśmy go biorąc szturmem butelek pociskami karetę jego, odpowiedział stary mrugając oczyma i ustami; — jest to jak WPanna widzisz niewinny baraneczek, prosto ze wsi, którego wychowanie dziś dopiero rozpoczynamy. Oddaję go w ręce twoje piękna Frascatello! dodał z uśmiechem, choć nie taję, że wolałbym kogo innego, nie ciebie coś cnotliwa do śmieszności i sztylecik nosisz za pasem.
Ordyński cały się zapłonił przeklinając i jenerała co go demaskował przed temi paniami i rumieniec niepotrzebny, który zdradzał jego nieoswojenie z podobnemi scenami. Wszystkich oczy zwróciły się na niego, a sam książę podskarbi wziął go za cel grzecznych przekąsów.
Wieczerza rozpoczęła się od kieliszków, a składała powiększej części z zimnych potraw, z pasztetów i najwykwintniejszych łakoci, których znużone podniebienie starych smakoszów potrzebuje. — Podczaszyca paliło i upajało co wziął w usta; zmięszany tem, popijał, coraz bardziej tracąc przytomność. Wprawdzie miał on młodą i dobrą głowę, ale nie łatwo dając się upoić do ostatka, czuł się przecie w tym stanie podniecenia, szału, w którym już człowiek za swe uczynki odpowiadać nie może. Wino czyniło go coraz śmielszym, uśmiech stawał się weselszy i głośniejszy, dowcip rozpowijał się z pieluch, usta rozwiązywały, a nauki Labe Poinsot o użytkowaniu z życia, przychodziły na pamięć w samą porę.