Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 212.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sięga rady — odezwał się hrabia, nie patrząc w oczy Wiktorowi i bawiąc się szklanką, którą nielitościwie o stół uderzał. — Przecież to jest obowiązkiem chrześciańskim ostrzedz, radzić, pomagać. Być może iż fantazya ją tu zapędziła, że się spostrzeże zapóźno, jak fałszywy krok zrobiła, a nie będzie miała środków do naprawienia go, wrazie gdyby chciała odjechać.
Tu hrabia zaciął się nieco i rzekł bardzo cicho:
— Ja z chęcią środków jéj dostarczę.
Dziwnie jakoś Wiktor spojrzał na niego.
— A czémże ona pana hrabiego litość tak żywo obudzić mogła? — zapytał.
— Moję? — hrabia pomyślał. — Ależ jam jéj nawet nie widział zblizka; chrześciański tylko obowiązek, a potém... zawsze należymy do jednego narodu i jakby do jednéj rodziny.
Téj nadzwyczajnéj gorliwości w spełnianiu obowiązków i w poszanowaniu węzłów krwi tak mało się Wiktor spodziéwał po hrabi Filipie, tak z jego ust zdało mu się to nadzwyczajném, że w twarzy jego wyraziło się dobitnie zdziwienie zaniemiałe.
Gorączkowo wstrząsnął się, niby obrażony niém, hr. Filip.
— Zdaje mi się — dodał — że w tém com powiedział niéma nic tak nadzwyczajnego. Nie możesz mi pan naganić tego.
— A! uchowaj Boże — zawołał Wiktor — lecz