Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 208.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzebował się czémś rozerwać, wrócić do postradanego stanu ducha, w którym czuł zmianę wielką.
Przyczyną jéj była Liza. Wiedział o niéj z dawniejszych czasów tyle, ile wszyscy zdala stojący słyszéć mogli. Bliższe poznanie nowe myśli obudzało. Ostatnia rozmowa w zastygłą duszę rzuciła zarzewie. Rozczarowany, ochłodły, obawiał się dać ująć urokowi, który nań wywiérała.
— Powinienem uciekać, gdy tylko przyzwoicie wykonać to się da — mówił w duchu. — Przyrzekłem ją oprowadzić po Rzymie. Zniknąć nagle byłoby niegrzecznie. Potrzeba znaléźć powód do odjazdu.
Szedł tak rozmyślając, gdy naprzeciw posłyszał ze śmiéchem suchym i naleganiem kilka razy coraz głośniéj powtórzone:
Buona sera!
Trudno było w antypatycznym dźwięku tych słów nie poznać hr. Filipa. Szedł podraźniony, rozgorączkowany więcéj niż zwykle, zmuszając się do fałszywéj wesołości.
— Sądziłem że pan dotąd siedzisz u naszego ideału — odezwał się, nadciągając. — Słyszałem żeś pan tam obiadował.
— Zkądże hrabia wiész o tém?
— Wiem wszystko, co się ideału tyczy — mówi Filip, zwracając się i okazując ochotę towarzyszenia idącemu ku garkuchni. — Cały świat