Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 186.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fałdach dokoła, nadając ślicznéj jéj figurze wdzięk posągu starożytnego.
Nie czas już było zmieniać tego ubrania, w którém brat ją widział zrana; musiała wyjść jak stała. Kilkanaście kroków dzieliło ją od pokoju fresków. Nawykła do świata Liza wprędce odzyskała całą swą swobodę i przytomność.
Wsunęła się tak cicho, że brat nie posłyszał gdy weszła; ale Wiktor drgnął... poczuł ją przybywającą i zwrócił się ku niéj z powitaniem. Oboje widocznie silili się na to, aby wzajem okazać się jaknajchłodniejszymi.
Niewielki znawca ludzi, Ferdynand jednak w téj ceremonialności, w téj ostrożności w obejściu się obojga, uczuł że fantazya siostry nie była próżnym domysłem. Zupełnie obojętni ludzie nie spotykają się z tak obrachowanym chłodem.
Zaczęto mówić o freskach; Wiktor bardzo je pięknemi znajdował.
— Malarze — rzekł do pani Lizy — co się tu poraz piérwszy ośmielili próbować sił młodzieńczych na historyczno religijnym przedmiocie, nigdy może nie stworzyli nic bardziéj natchnionego nad cykl ten obrazów, zrodzony pod wrażeniem sztuki chrześciańskiéj, naiwnéj, namaszczonéj wielką wiarą. Żaden z nich późniéj nie poszedł już daléj, choć Schnorr wyśpiéwał Biblią całą. Z tym wdziękiem, zapożyczonym od Anioła z Fiesoli, od Luinich i mistrzów XV wieku, pozostali życie całe, powtarzając się, bo rozwinąć daléj téj