Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Eliza spuściła oczy.
— Wiész — rzekła — rozmyśliłam się trochę. Boję się, aby mnie nie pomówiono o jakieś dziwactwo; nie chcę ażeby nieznośny ten hrabia Filip mógł sądzić, iż mu ten honor czynię i uciekam od jego natręctwa. Trzeba wprzód znaléźć jakiś powód seryo do wyjazdu z Rzymu. Pomyślimy o tém.
— Jak zawsze, masz najzupełniejszą słuszność — odparł brat, wielce rad temu nowemu postanowieniu. — Tak jest niezawodnie, pomówionoby cię o dziwactwo, a nieznośny Filip z konopi powlókłby się za nami. — Zatrzymał się nieco.
— Powiédz mi — dokończył — kiedy zechcesz prosić na herbatę tych panów, a ja ci pana Wiktora przystawię.
Zawahawszy się trochę, pani Liza, gryząc koniec chusteczki, poczęła pocichu:
— Czekaj-że! Księżna będzie jutro... dla niéj naturalnie muszę już prosić hrabiego Augusta, a z Augustem nieodstępny cień jego, Filipa. Więc... więc możesz swego artystę zaprosić na jutro.
— A księżnę Ahaswerę?
— Ta się zaprosi sama — ruszając ramionami, szepnęła Liza, minkę robiąc wzgardliwą. — Z nią przyjdzie nieodstępny już poeta, bo szczęściem przywłaszczyła go sobie. To biédny prawdziwie człowiek! — zakończyła, uśmiéchając się z przymusem.