Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wśród wszczynającego się nanowo sporu, który mógł się nazbyt długo dla milczących pań przeciągnąć, zmęczona już nim Ahaswera uderzyła nożem w filiżankę.
Grace! grace! panowie — zawołała. — Prawda że ja jestem najwinniejszą, bom przyniosła niezgody nasienie. Lecz... basta! Przynoszę téż z sobą cały worek wyśmienitych plotek. Miałam listy z różnych stron świata.
— Wolnoż spytać — wtrącił Filip — w którą z tych stron księżna się wybiéra? bo nie wątpię iż wybiérać się musi.
— Hrabia mnie chcesz wypędzić? Bardzom ci się naprzykrzyła? — wesoło spytała Ahaswera.
— A! uchowaj Boże! Księżna życie nam przynosisz — zawołał Filip. — Jesteś tym proszkiem musującym, który wsypany do naszéj wody....
Wszyscy, nie wyjmując i téj do któréj dziwny ten kompliment się stosował, mocno się śmiać zaczęli, a hr. Filip dodał:
— Wiem że księżna długo w jednéj atmosferze wytrwać nie może; chcę przeto wiedziéć w którą stronę mam posyłać westchnienia.
Nie urażając się, Ahaswera pogroziła mu tylko, pokręciła główką i wesoło odrzekła:
— Szczęście to twoje, hrabio, żeś tego nie powiedział przed.... kilką laty. Dziś trochę mi trudno byłoby cię zbałamucić, nie mam już ochoty ani energii. Inaczéj odpokutowałbyś u mych