Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ulękła — rzekła. — Nie jestem nawet ciekawą, bo czytam historyą biédaka z jego twarzy i stroju. Jest-to jakaś ruina, ofiara losu, temperamentu, charakteru, a może... któż wie?... nałogu... Cynizm powierzchowności przeraził mnie.
— A! wierz mi — odparła księżna Teresa, — po za tém, czém on dziś jest, czuć jednak przeszłość jakąś, niechybnie lepszą, świetniejszą. Masz s łuszność co do upadku; ale bądźmy miłosierne, nie obwiniajmy naślepo człowieka. Kto wié jaki w tym udział miały losy.
— Losy! — odparła Liza. — Powinien był walczyć z niemi. Mężczyzna!
Powiedziała to sucho jakoś i zimno.
— Może téż walczył i został zwyciężony — dodała księżna. — Ja lituję się zawsze, nawet nad winnymi. Czyż i występek nie godzien politowania?
Gospodyni, spuściwszy oczy, milczała.
— Nazwisko Gorajski — ciągnęła daléj księżna — nie mówi nic. Nie mogę sobie nawet przypomniéć, czym je kiedy słyszała. Jestem ciekawą, tak nieprzyzwoicie ciekawą, przyznaję się, że, Boże odpuść! gdybym go znowu gdzie spotkała rysującego, gotowam się przyczepić i zaprosić...
— Ty-bo, moja droga księżno — przerwała Liza — nadto doprawdy jesteś pobłażającą, a bardzo nieostrożną, pomimo wielu smutnych doświadczeń. Niech sobie księżna przypomni tego, który tak zawiódł jéj miłosierdzie nad sobą, i tego...