Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wna, że gdy ozdrowieję... o! będę bardzo nieszczęśliwy.
I znowu sam rozśmiał się z siebie. Hrabia August podał mu rękę, poszedł za jego przykładem i Filip, pan Wiktor zaś, zamachnąwszy kijem, wybiegł i znikł im w ciemnościach.
Dwaj towarzysze powolniejszym krokiem wyszli z kawiarni, którą stara i roztyła, brzydka, łysa matka pięknéj Pepity zamykała coprędzéj za nimi.
— Człowiek wcale niepospolity i dla mnie sympatyczny — odezwał się hr. August.
— Choćbym rad zawsze zgodzić się na twoje zdanie — odparł Filip — na ten raz nie mogę. Sam on powiada że zdziczał, a mnie się zdaje, że chyba nigdy wielce oswojonym być nie mógł. Kawał awanturnika! Już to samo, że nazwisko nosi przybrane, a prawdziwego powiedziéć nie chce, dużo daje do myślenia. Ja takich ludzi wykolejonych nie lubię.
— Ani ja — odparł August — ale są wszędzie wyjątki, a ten właśnie zdaje mi się do nich należéć.
— Komedyant! — rzekł pogardliwie Filip. — Zresztą zobaczymy! Życzę tylko, abyśmy na kieszeniach swoich nie doznali skutków sympatyi dla tego pana.

August zaprotestował. Zamilkli.