Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanowczém, bez którego obejść się nie mogła, chcąc sądzić o człowieku.
Pomimo nadzwyczajnego zaniedbania stroju, obuwia, włosów, ręce pana Wiktora, które się ukazały z rękawów nankinowéj żakietki, mogły zastanowić wistocie pięknemi kształty i utrzymaniem staranném. Księżna odetchnęła swobodniéj, przekonawszy się z nich, że gość nie mógł być awanturnikiem, że musiał należéć do tego, co się nazywa dobrém towarzystwem, choć bywa wcale nieosobliwém. Ale dlaczegóż tak zdziczał?
Twarz, choć wynędzniała, nie dozwalała przypuszczać, aby doszedł nawet lat cztérdziestu, nie miał więc potrzeby tak wcześnie zrozpaczyć o sobie.
Nastąpiła chwili milczenia, wczasie któréj wszyscy ukradkiem spoglądali po sobie, jakby wrażeniami swemi dzielić się chcieli, lub ich potwierdzenia szukali.
Ruchawy hrabia Filip krzywił usta złośliwie, szydersko. Hrabia August przypatrywał się przybyłemu z zajęciem wielkiém, zdając się chciéć sobie przypomniéć, gdzie i kiedy spotkał już tę twarz w życiu. Gospodyni miała minkę trochę wystraszoną. Księżna bawiła się tém zjawiskiem, nie tając się, że mu była rada, lecz razem zdając się czémś zaniepokojoną. Naostatek przyczyna wszystkiego, pan Ferdynand, stał w kącie zmieszany, poczytując się za winowajcę i obawiając... sam dobrze nie wiedział czego. Poznać się z ja-