Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 174.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Boże mój! ale cóż ja biédna pocznę z sobą, ja, com żyła wami, com tu przyrosła zarazem do tego Rzymu i nie będę wiedziała co zrobić.
— Toż samo i jabym mógł powtórzyć — szepnął hr. August. — Te wieczory na Via Sistina, te spokojne nasze rozmowy przy okrągłym stole, oświéconym oczyma naszéj pani, miałyżby tak smutny miéć koniec przez jednego biédnego szaleńca?
— Biédnego! — zawołała Ahaswera — powiédz występnego! Możeż być co nikczemniejszego nad prześladowanie kobiéty? Ja — jabym go jutro bez sądu kazała powiesić. Jednę już zabił, a drugą zamęcza. Pocóż uciekać z Rzymu? Ja także protestuję, bo chciałam z wami moję żałobę odsiedziéć. Przecież się od niego można zamknąć.
— Na ulicę wyjść nie będzie podobna — odparła Liza. — Takie życie w ciągłéj obawie, ciągle na oczach tego prześladowcy, stałoby się nie do zniesienia.
Ferdynand, stojący za krzesłem siostry, po swojemu pojmujący całą sprawę, nakoniec wyrwał się po młodzieńczemu, nie mogąc wytrzymać:
— Przepraszam — zawołał głośno — ale, słowo honoru daję, przykro mi słuchać. A do czegóż myśmy się zdali, jeśli w takim razie nie możemy stanąć w obronie prześladowanéj kobiéty? Jabym nie za siostrą, ale za kimkolwiekbądź w tém położeniu zostającym, ujął się, wyzwał