Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy ona była najżywszą, zasłyszawszy cóś, stanął w progu, nie ruszając się, i czekał końca.
Nie mogąc nigdzie znaléźć spokoju, powrócił on był do księżny, aby jéj dać zlecenie do p. Lizy, którą chciał jeszcze starać się przebłagać. Wpadł właśnie na to, gdy poeta mówił o testamencie jego żony.
Przypadkiem odwróciwszy się, Ahaswera postrzegła go i krzyknęła przestraszona.
Oboje umilkli.
Hrabia Filip, z oczyma okropnie wysadzonemi, jakby wypaść miały mu z powiek, powolnym krokiem postąpił ku nim.
— Coś pan mówił? co? powtórz! papiéry po mojéj żonie pozostałe w jego ręku? Jakim sposobem? Skradzione są chyba, lub sfałszowane!
Mówił głosem tak złamanym, jąkając się, jak gdyby innym był człowiekiem. Niedawno księżna widziała go zuchwałym, teraz był przelękłym, chociaż starał się pokryć tę trwogę.
— Ja nic nie wiem — rzekł poeta krótko.
Księżna zamilkła.
Hrabia Filip stał osłupiały, chwytając się poręczy krzesła, aby nie upaść. Chciał pytać jeszcze i usta mu się tylko trzęsły. Ten brak odwagi jego samego wprawiał już w gniéw. Zdobywał się na dawne zuchwalstwo, lecz powrócić do niego nie mógł. Trząsł głową i rzucał się.