Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 150.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Byłam u Teresy... niéma, u Lizy... zamknięto. Cóż to jest?
— Księżna nie wié nic? — odparł Filip. — Wistocie, znajdujesz nas w rozproszeniu i wcale niezwyczajnym stanie. Powiedzą księżnie pewnie, że to ja winien temu jestem, a zatém muszę, uprzedzając innych, opowiedziéć jéj wszystko.
— Chodź ze mną, mów! Czy stało się co? — podchwyciła Ahaswera, rada że wpadła na jakiś wrzątek, w którym się skąpać będzie mogła    odżyć nim.
Natychmiast pociągnęła za sobą Filipa, któremu zdawało się, że sobie zyska sprzymierzeńca,
— Zaczynam od początku — zawołał hrabia gdy się znaleźli w hotelu, w którym wdowa stanęła. — Nikomu nietajno, że jeszcze za życia jéj męża kochałem się w pani Lizie, że chciałem choćby pół fortuny poświęcić, aby ją od tego bydlęcia uwolnić, rozwieść i ożenić się. Dlatego się rozstałem z żoną.
— No, i Liza cię nie chciała! — odparła Ahaswera. — A ja ci otwarcie powiem, że miała słuszność. Wcale nie jesteście dla siebie.
— Byłaby ze mnie zrobiła co chciała! — krzyknął hrabia.
— Daj pokój, z drzewa kamienia nikt nie zrobi! daj pokój. Ale cóż tedy? co? — odparła księżna — gadaj!
— Gdy kto raz tak kocha jak ja, to przestać