Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 121.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech się sobie zabawi, a gdyby nawet ludzie mówili, no, to pogadają i przestaną, gdy się przekonają iż mówić o czém nie było.





Hr. Filip bawił już w Rzymie od kilku tygodni i stawał się z dniem każdym niezrozumialszym p. Lizie, nie dając się niczém zrazić i odpędzić. W początkach przez czas jakiś zaniedbał salon jéj i gonił tylko za nią po ulicach, śledząc jéj kroki. Miał szczególną przyjemność, ilekroć szła razem z Wiktorem, sama lub z bratem, zbliżać się i obarczać ją swém towarzystwem, pomimo chłodu, jaki mu okazywała. Potém codziennie znowu zaczął bywać u niéj i u księżny, dosiadując jak mógł najdłużéj i starając się mieszać do rozmów, a zatruwać je żartami i ironią swoją.
Naprzekór wyraźnie mu okazywanemu wstrętowi, ile razy mógł, oświadczał się z niewygasłém swém uwielbieniem dla wdowy. Naówczas ona albo go niby nie słyszała, lub nie rozumiała, a nie odpowiadała nigdy. Nie zrażało go to jednak. Z Wiktorem byli niby grzecznie, ale jawnie sobie okazując wstręt wzajemny. Hrabia August, gdy byli sami, strofował go i starał się odwieźć od tego postępowania, które tylko coraz większą niechęć obudzić mogło.
— Jestem uparty i zły — odpowiedział hr. Filip — takim już umrę.